Creed - zacna kontynuacja Rocky'ego. Film z dużym potencjałem - sterany życiem Rocky (mocno zniszczony Stallone), młody gniewny (M. B. Jordan), miłość (Tessa Thompson), nienawiść, życie, remis a zarazem wygrana. Scen walki mało ale jak są to pokazują cały trud / bezwzględność boksu. Kilka scen wybitnie do wycięcia - np. epicki jogging przy wtórze motocykli i quadów (WTF?)
W muzyce brakuje co prawda wyrazistego motywu przewodniego na miarę Eye of the tiger ale jest za to duża dawka rapu.
Nienawistna ósemka - rasowy spaghetti western na 3 godziny i siedem minut!!! (czyli pobity Sergio Leone z Pewnego razu na dzikim zachodzie 2,45min.)
Film iście teatralny, 90% akcji dzieje się w pomieszczeniach (gospoda ... pasmanteria!), bohaterowie gadają, gadają, gadają, gadają, gadają, gadają, gadają, gadają, gadają jeb łup przemoc i koniec. Cała plejada tarantinowskich aktorów - Samuel L. Jeckson, Kurt Russell, Tim Roth, Michael Madsen, ale też w malej rólce Zoë Bell (tak, tak kaskaderka z Death Proof) + fenomenalna Jennifer Jason Leigh jako pojmana Daisy Domergue + w nieoczywistej dla siebie roli piękny niu niu niu Channing Tatum jako Jody (brat Daisy).
Całość kręcona w starym stylu na taśmie filmowej i to panoramicznej Ultra Panavision 70mm - piękna scena początkowa i tu warto przejść do muzyki. Ennio Morricone i wszystko jasne - wspaniałe, doniosłe, niepokojące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz